blog

Trzy lekcje od zmarłego profesora

Wyobraźmy sobie, że jako studenci rozpoczynamy zajęcia z cenionym profesorem. Trwa pandemia, więc wykłady odbywają się w trybie zdalnym. Prace zaliczeniowe sprawdza asystent profesora, także wpisany do sylabusa zajęć. Wszystko wygląda zwyczajnie do momentu, kiedy chcemy skontaktować się z naszym wykładowcą. Przeszukujemy więc Internet, by znaleźć jego adres mailowy, lecz zamiast tego natrafiamy na… nekrolog profesora.

Taką właśnie historię na swoim Tweeterze opisał Aaron Ansuini, kanadyjski student na Montreal Concordia University. Jak się okazało, Ansuini wraz z grupą swoich kolegów uczestniczył w zajęciach z historii sztuki, które prowadził nieżyjący już  od dwóch lat profesor. Na Tweeterze rozgorzała wielka dyskusja[1].

Jeśli się  jednak dobrze zastanowić, to każdy z nas nieustannie pozostaje w kontakcie ze zmarłymi. Dzieje się tak, kiedy czytamy książki nieżyjących autorów, oglądamy filmy, w których występują zmarli aktorzy, lub gdy słuchamy muzyki wykonanej przez artystów, którzy odeszli. Czy zawsze mamy tego świadomość? Nie. Czy powinniśmy zawsze to wiedzieć?  Niekoniecznie. Czy brak takiej wiedzy przeszkadza nam lub wywołuje jakiś dyskomfort? Raczej nie. Być może, jeśli dowiemy się po fakcie o śmierci osoby, której twórczość bardzo cenimy, towarzyszą nam odczucia zbliżone do „o, to wielka szkoda, że już niczego nie napisze/ nie wystąpi/ nie zagra”. I najpewniej tyle.

No tak – powiemy – ale sytuacja zajęć prowadzonych przez zmarłego profesora jest zupełnie inna.

Zastanówmy się więc, co właściwie wzbudza takie emocje?

Wskazałabym tu na dwie kwestie, a mianowicie:  zmanipulowany za sprawą technologii kontekst i zmianę sposobu budowania relacji ze zmarłymi w świecie cyfrowym.  

Zacznijmy od kontekstu. Żaden student, przychodząc na zajęcia, nie bierze nawet pod uwagę, że jego profesor nie żyje. W sytuację zajęć wpisany jest przecież element interaktywności i budowania pewnej relacji, która zazwyczaj kończy się wraz z uzyskaniem przez studenta zaliczenia. Tych właśnie elementów, kluczowych dla kontekstu wykładu zabrakło. Zupełnie jednak inna sytuacja miałaby miejsce, gdyby studenci zostali poproszeni o odsłuchanie wykładów nagranych przez zmarłego profesora. Kontekst zmieniłby się całkowicie, a wraz z nim oczekiwania. Wówczas sytuacja byłaby analogiczna do tej z książkami, filmami czy muzyką, z którymi obcujemy czasem na długo po śmierci autorów i to nam wcale nie przeszkadza. Naruszenie kontekstu w tym przypadku sprawiło, że  studenci mogli poczuć się zwyczajnie oszukani, a Aaron na Tweterze pisze o „smutku i zaskoczeniu” w związku z zaistniałą sytuacją. Rozumiem „smutek i zaskoczenie” Aarona, nie rozumiem motywacji Uczelni, która udostępniła nagrania wykładów bez stosownej adnotacji.

Nagrane przez zmarłego profesora wykłady na mocy podpisanej przedśmiertnie umowy stały się własnością uczelni. Zgodnie więc z prawem Uniwersytet mógł wykorzystywać nagrania wykładów – i taką też linię argumentacji przyjęła Uczelnia, gdy sprawa wyszła na jaw. Dlaczego jednak nie uczynili transparentnym faktu, że profesor zmarł? Jaki mechanizm tu zadziałał? Przeoczenie? Zatajenie? A jeśli tak, to dlaczego? Tego nie wiemy.

Zmanipulowanie kontekstu w tym przypadku otwiera pole do jeszcze szerszej dyskusji.  Technologie cyfrowe dają dziś możliwość zacierania licznych granic między tym, co teraźniejsze i przeszłe, martwe i żywe, pasywne i interaktywne. Tego typu eksperymenty dzieją się także coraz częściej na gruncie filmowym. Po raz pierwszy w 1994 roku zdecydowano, by w filmie Kruk – po tragicznej śmierci aktora Brandona Lee – brakujące ujęcia uzupełnić przy pomocy komputerowo wygenerowanego obrazu, co wzbudziło liczne kontrowersje prawne i etyczne (o czym ciekawie pisał np. Tomasz Stawiszyński) . W ostatnim czasie wystarczy przypomnieć choćby pośmiertną rolę Petera Cuhinga w kolejnej części sagi Star Wars (Łotr 1.), wirtualnie wykreowany wizerunek aktorki Sean Young w filmie Blade Runner 2049 czy wskrzeszenie słynnego „buntownika z wyboru” – Jamsea Deana w filmie Finding Jack.

W niedalekiej przyszłości może się więc okazać, że zmarli za sprawą technologii cyfrowych „wmieszają” się tak bardzo w społeczeństwo, że nie będziemy zdolni odróżnić ich od żyjących.

Już dziś dzieje się tak w przypadku niektórych rozmów głosowych, które przeprowadzają z nami boty reprezentujące duże instytucje czy firmy. Za przełomową w tym zakresie uznaje się opartą na sztucznej inteligencji technologię Duplex stworzoną przez Google w 2018 roku, która potrafi prowadzić rozmowę z człowiekiem na niezwykle wysokim poziomie. Niewątpliwym przełomem jest również, podbijający w ostatnich tygodniach sieć, Chat GPT należący do Open AI, którego sposób komunikowania (pomimo ewidentnych ograniczeń) jest imponujący!

Pytanie zatem brzmi: Czy jako użytkownicy technologii powinniśmy mieć prawo do natychmiastowej identyfikacji, czy rozmawiamy z człowiekiem czy z maszyną? A jeśli tak, to dlaczego powinno nam na tym zależeć? Analogiczne pytania pojawiają się w kontekście technologicznie mediowanych zmarłych. Czy powinniśmy mieć prawo weryfikowania, z kim rozmawiamy? Być może w formie nowego, dość upiornie brzmiącego wariantu testu reCAPTCHA „I am not dead”? Jakie konsekwencje prawne i etyczne przynosi ukrywanie/ujawnianie statusu cyfrowego interlokutora?

Wracając do sprawy zmarłego profesora. Po interwencji studenta Uczelnia dodała w biogramie profesora datę śmierci. Można wiec uznać, że kontekst dla dalszych wykładów został „naprawiony”.

Przyjrzyjmy się teraz kwestii budowania relacji ze zmarłymi w świecie cyfrowym. Sytuacja ze zmarłym profesorem dobrze ilustruje bowiem kulturową przemianę, jaka dokonuje się za sprawą rozwoju technologii cyfrowych. Najtrafniej chyba opisała ją amerykańska antropolożka kulturowa – Jennifer Huberman- wskazując na zmianę paradygmatu[1].

Obserwując rozwój mediów cyfrowych badaczka zauważyła, że coraz częściej w świecie cyfrowym mówimy „do” zmarłych a nie „o” zmarłych.

Komunikujemy się z „nimi” za pośrednictwem mediów społecznościowych, otwierając tym samym przestrzeń do niekończącej się w czasie interakcji. Poprzez zmianę paradygmatu Huberman rozumie więc przejście od pewnego ustalonego i kulturowo usankcjonowanego sposobu obcowania ze zmarłymi opartego na wspominaniu do nowej sytuacji kulturowej, w której budujemy opartą na wzajemności relację ze zmarłymi. Technologia coraz częściej pozwala nam obsadzać zmarłych w nowych „rolach” – mogą stać się „oni” adresatami, a nawet nadawcami komunikatów w mediach społecznościowych czy na innych dedykowanych platformach, mogą prowadzić zajęcia, mogą nawet za sprawą hologramów występować w filmach. Śmierć, zgodnie z logiką wiecznie teraźniejszego świata cyfrowego, nie ma być więc ostatecznym zerwaniem relacji, lecz zaledwie zmianą modalności, inną formą obecności.

Czy w przyszłości zajęcia będą prowadzić technologicznie zapośredniczeni zmarli? Być może tak, bo nic w tym złego, jeśli chodzi o dzielenie się wiedzą czy przechowywanie pamięci o jakiś zdarzeniach. Szczególnie, jeśli zadbamy o transparentność. Taki właśnie cel miał projekty New Dimensions in Testimony stworzony przez Heather Maio we współpracy z Uniwersytetem Południowej Kalifornii oraz Shoah Foundation. Twórcy zaprosili do projektu osoby ocalałe z Holocaustu i poprosiły o podzielnie się ich wspomnieniami. Zebrany materiał posłużył w dalszej kolejności do stworzenia hologramów tych osób, które będą mogły w przyszłości w formie rozmowy, nawiązując kontakt wzrokowy i odpowiadając na pytania słuchaczy, dzielić się swoimi przeżyciami.

Ale jest oczywiście i ciemna strona tej sytuacji. Projektujemy bowiem świat, w którym po śmierci nasze awatary będą ciągle pracować, bez możliwości przejścia na „emeryturę”.  Istnieje tu duże niebezpieczeństwo wyzysku i eksploatacji, na które w znakomitym artykule z 2017 roku wskazywali badacze z Oxfordu – Luciano Floridi i Carl Öhman. Floridi i Öhman ukuli nawet termin Digital Afterlife Industry (pośmiertny przemysł cyfrowy), by pokazać, jak współczesny kapitalizm sprawnie wykorzystuje i spienięża to, co pozostawiamy po sobie po śmierci.

Czego zatem może nas nauczyć przykład ze zmarłym wykładowcą z Kanady? Po pierwsze, że relacje ze zmarłymi ulegają transformacji w świecie cyfrowym. Po drugie, jak mówią Amerykanie – honesty is the best policy – czyli w ostatecznym rozrachunku najlepszym wyborem w każdej sytuacji jest szczerość i transparentność. I wreszcie po trzecie, że rozmaite ślady naszej cyfrowej aktywności mogą być po naszej śmierci ponownie wykorzystane, co budzi liczne wątpliwości etyczne i prawne. A to już temat na zupełnie inną rozmowę.

PRZYPISY

[1] J. Huberman, Dearly Departed: Communicating with the Dead in the Digital Age, „Social Analysis” 2017, 61(3), s. 91-107. Dalej Jenny Huberman zastanawia się też, na ile „mówienie do zmarłych” a nie „mówienie o zmarłych” jest z antropologicznego punktu widzenia rzeczywiście czymś wyjątkowym i właściwym tylko kulturze cyfrowej.

[2] L. Floridi, C. Öhman,  The Political Economy of Death in the Age of Information: A Critical Approach to the Digital Afterlife Industry, „Minds and Machine” 2017, nr 27(4), s. 639-62.

Back to list

Related Posts