blog

Krótka historia o tym, jak Facebook stał się zakładem pogrzebowym

Gdy w 2004 w akademiku na Harvardzie młody Mark Zuckerberg dopisywał ostatnie linijki kodu programu, który miał łączyć ludzi, Zuckerberg nie aspirował raczej do połączenia z „duchami” zmarłych. Tymczasem po kilkunastu latach Facebook stał się nieoczekiwanie największym cmentarzem w sieci, a prognozy naukowców z Oxford Internet Institute pokazują, że, jeśli obecny trend rozwoju Facebooka się utrzyma, to do końca obecnego stulecia liczba osób zmarłych przewyższy liczbę osób żyjących 1 .

Przykład profilu ze statusem „Upamiętnienie”. Zdjęcie Facebook

Tworząc Legacy Contact, Facebook postawił na kompromis. Z jednej strony respektuje wolę i decyzję zmarłego, z drugiej jednak strony chce też zadbać o komfort i prawo do godnej żałoby dla żyjących.

Twórcy Facebooka musieli więc ten problem zauważyć i spróbować się z nim zmierzyć. A więc po kolei.

Pierwszym rozwiązaniem, które Facebook wprowadził już w 2007 roku była, dostępna do dziś, funkcja Remembering lub inaczej In memoriam. Pozwala ona uczynić z aktywnego profilu danej osoby tablicę upamiętniającą i jest uruchamiana poprzez formularz Memorialization request. Po zgłoszeniu prośby o zmianę statusu konta przez najbliższych, Facebook dokonuje weryfikacji, a następnie oznacza konto jako Remembering (Upamiętnienie). Rozwiązanie to pozwoliło wyeliminować sytuację, w której Facebook przypomina o złożeniu życzeń na urodziny osobie zmarłej lub podsuwa zmarłego jako osobę, którą cięgle jeszcze można zaprosić do grona znajomych.

Stosunkowo szybko okazało się jednak, że wspomniana funkcja jest niewystarczająca. Facebook zaczął  otrzymywać dodatkowe zapytania od rodziny dotyczące np. zmiany zdjęcia profilowego osoby zmarłej. Sprawa zaczęła się komplikować, a Facebook stanął przed poważnym dylematem – czy respektować prośby rodziny czy raczej stać po stronie zmarłego i chronić jego prywatność oraz podjęte przez niego przed śmiercią decyzję?

Na początku Facebook zdecydowanie stanął po stronie swojego klienta, a więc użytkownika portalu, argumentując, że nie może i nie będzie antycypował jego woli po śmierci. Sprawa odbiła się głośnym echem, gdy media relacjonowały procesy sądowe, w których np. zdesperowana matka bezskutecznie próbowała uzyskać dostęp do konta swojej tragicznie zmarłej kilkunastoletniej córki, podejrzewając, że znajdzie tam informacje dotyczące domniemanego samobójstwa lub gdy ojciec zamordowanej córki (również bezskutecznie) domagał się usunięcia mordercy z grona znajomych swojej córki.

Szybko okazało się więc, że istnieje pilna potrzeba stworzenia nowych narzędzi i zaprojektowania  sytuacji w inny, nieco bardziej zniuansowany sposób. Tak właśnie powstała funkcja Legacy Contact. Facebook postawił tym razem na kompromis – z jednej strony Facebook podtrzymuje stanowisko respektowanie woli i decyzji zmarłego, z drugiej jednak strony chce też zadbać o komfort i prawo do godnej żałoby dla żyjących. Innymi słowy, Facebook próbuje także zadbać o komfort społeczności.

Współautorem rozwiązania Legacy Contact jest profesor Jed Burbaker z Uniwersytetu w Kolorado, a o procesie powstawania i implementowania narzędzia można przeczytać tutaj.

Legacy Contact opiera się na tzw. modelu zarządzania (ang. stewardship-based approach), dając wybranej osobie prawo do opieki nad kontem po śmierci. Po polsku Legacy Contact jest tłumaczony jako opiekun konta. W praktyce polega to na tym, że przed śmiercią wybiera się osobę, którą deleguję się do sprawowania kurateli nad własnym profilem na FB po śmierci, oznaczając stosowne zgody w panelu Ustawienia -> Prywatność.  Co ważne jednak, opiekun konta nie otrzymuje władzy absolutnej profilem zmarłego, a zakres jego działań jest ściśle określony przez regulamin. Legacy Contact może np. napisać post na profilu osoby zmarłej, wyświetlać posty, usuwać posty ze wspomnieniami, aktualizować zdjęcia profilowe, ale nie może zalogować się na konto zmarłego, czytać jego wiadomości czy usuwać znajomych. Opcja została wprowadzona 12 lutego 2015 roku i, co ważne podkreślenia, Facebook zdecydował, by nie monetyzować profili osób zmarłych. Oznacza to, że na kontach Remembering nie pojawiają się reklamy.

Rozwiązanie wydaje się nie tylko przemyślane, ale też jest osadzone w dotychczasowym stanie wiedzy z zakresu Digital Death. Uwzględnia także rekomendacje dotyczące projektowania pośmiertnych interfejsów powstałych na gruncie Human-Computer-Interaction. Narzędzie Legacy Contact jest też nieustannie ulepszane i aktualizowane. W 2019 roku Sherly Sandberg, szefowa działu operacyjnego Facebooka, poinformowała o dodaniu nowego uprawnienia opiekunowi konta polegające na możliwości ściągnięcia na dysk archiwum zdjęć i publicznych wiadomości.

Jak wynika z badań przeprowadzonych w 2020 roku przez Digital Legacy Association, blisko 85 % użytkowników Facebooka, nie wyznaczyło swojego opiekuna konta.

Procedura jest więc jasno opisana i z całą pewnością jest lepszym wyborem niż pozostawienie konta bez jakiejkolwiek adnotacji dotyczącej naszej pośmiertnej woli. Mimo to jednak, jak wynika z badań przeprowadzonych w 2020 roku przez Digital Legacy Association, blisko 85 % użytkowników Facebooka, nie wyznaczyło swojego opiekuna konta 2 . Z czego to wynika?

Najprostszy powód – być może ciągle nie wiemy o tym rozwiązaniu (na co zresztą także wskazują badania). Załóżmy jednak, że właśnie teraz się o nim dowiadujesz  i uznajesz, że jest to ważny gest porządkujący twoją aktywność pośmiertną– czy masz w sobie gotowość, żeby od razu zająć się tą sprawą?

Nie?

Facebook także i to przewidział. By jeszcze bardziej usprawnić proces wyznaczania opiekuna konta, Facebook proponuje szkic wiadomości, jaki możemy wysłać wybranemu kandydatowi. Nie od początku jednak tak było. W pierwszej wersji narzędzia Legacy Contact to użytkownik sam miał poinformować wybraną osobę o swojej decyzji. Z badań wynikało jednak, że sformułowanie takiej wiadomości wiązało się  – i to zarówno dla nadawcy jak i odbiorcy tego komunikatu –  z dużym dyskomfortem. Facebook więc przyszedł z odsieczą.  Oto jakiej wiadomości możemy się dziś spodziewać:

Co znamienne, w wiadomości tej nie padają kluczowe słowa czyli „śmierć” i „kiedy umrę”, a kwestię tę rozwiązuje wygodny eufemizm „gdyby coś się stało”.  Nieważne jednak jak bardzo Facebook będzie lawirował językowo i jak bardzo automatyzował cały proces czyniąc go user friendly – oznaczenie opiekuna konta nie jest ani łatwe ani możliwe do całkowitego „usprawnienia”.  A powody są przynajmniej trzy.

1. Wyznaczenie opiekuna konta wymaga od nas skonfrontowania się z myślą o własnej śmierci.

Tymczasem, jak dowodzą badania, jak ognia unikamy myślenia o śmierci. Już w starożytności Epikur zauważył paradoksalną naturę śmierci, wyrażoną w sentencji „Śmierć, najstraszniejsze z nieszczęść, wcale nas nie dotyczy, bo gdy my istniejemy, śmierć jest nieobecna, a gdy tylko śmierć się pojawi, wtedy nas już nie ma”. Potem Zygmunt Freud dodał jeszcze, że człowiek jest wręcz niezdolny do wyobrażenia sobie własnej śmierci, ponieważ zawsze pozostaje wobec niej w roli świadka, aż do ostatecznego momentu nadejścia śmierci, która definitywnie i paradoksalnie eliminuje go z tego doświadczenia. Do tego dochodzą najnowsze badania, które sugerują, że unikanie rozmów o śmierci może być wynikiem systemowych błędów naszego myślenia. Oznacza to np., że ludzie mają tendencję do zaniedbywania danych ogólnych na korzyść danych, które odnoszą się tylko do konkretnego przypadku. Wszyscy umrzemy, to jest pewne, ale jednocześnie wolimy ignorować fakt, że śmiertelność jest także naszą „przypadłością”. Innymi słowy, przyjmujemy czyjąś śmierć, ale własna jest jakby poza naszym zasięgiem poznawczym. Do tego dochodzi kolejny błąd poznawczy, błąd normalności, czyli tendencja do myślenia w następujący sposób: skoro coś nam się nie przytrafiło wcześniej, to jest mało prawdopodobne, że nam się to jeszcze kiedykolwiek przydarzy. Urodziliśmy się raz i nie mamy własnego doświadczenia śmierci, dlatego nasz mózg podpowiada nam, że jest prawie niemożliwe byśmy musieli przejmować się sprawą własnej śmierci. Nie jest więc dla naszego mózgu wcale takie oczywiste, że umrzemy i dlatego dokonuje on rozmaitych sztuczek, by zwieść nas na inne tory myślenia.

2.Jakby tego było mało, niezbyt dobrze idzie nam też rozmawianie o śmierci.

Żyjemy w kulturze paradoksów. Z jednej strony jesteśmy epatowani obrazami śmierci i martwych ciał w grach, serialach, wiadomościach, z drugiej jednak strony z trudem przychodzi nam rozmowa o zwykłej, codziennej, powszedniej śmierci, która się wydarza bez obecności mediów, kamer, sensacji. W połowie lat 50. XX wieku Jeff Gorer pisał o „pornografii śmierci” przekonując, że śmierć zajmuje w kulturze zachodniej podobne miejsce jak seks w czasach wiktoriańskich. Wszyscy wiemy, że się wydarza, ale nikt o tym nie mówi. Wszystko to jest jeszcze uzupełnione o tzw. błąd uprzejmości, czyli tendencję do wyrażania opinii, która jest bardziej akceptowana społecznie, niż własna, prawdziwa opina, która mogłaby kogoś urazić 3. Właśnie ta „pułapka myślenia” powstrzymuje nas przed zajęciem stanowiska w kwestii własnych pośmiertnych oczekiwań. Nasz mózg podpowiada nam: nie będę cię zasmucał, bo i tak masz tyle zmartwień, to nic pilnego przecież… nie będę ci teraz mówił, że kiedyś umrę i że mam konkretne oczekiwania z tym związane.

3. I wreszcie, bywa i tak, że wcale nie doceniamy wartości pozostawionych przez nas śladów cyfrowych i konieczności ich ochrony.

Wydaje nam się,  że treści opublikowane w mediach społecznościowych lub pozostawione w różnych innych miejscach w sieci, w obliczy śmierci są zupełnie nieważne. Myślę, że warto jednak spojrzeć na sprawę nico szerzej. Znakomity badacz z Uniwersytetu w Oxfordzie, Luciano Floridi, proponuje by myśleć o naszych danych w sieci jako o nas samych4. Nasze dane – sugestywnie przekonuje Floridii – są „naszymi” w tym sensie w jakim posiadamy nerki, a nie samochód. Różnica jest znacząca. I tak, jak możemy zdecydować o donacji organów przed śmiercią, tak samo możemy i powinniśmy opowiedzieć się w kwestii naszych cyfrowych ciał. A przecież Facebook to tylko wierzchołek góry lodowej, jeśli chodzi o nasza aktywność w sieci!

Chciałbym być teraz dobrze zrozumiana. Rozwiązania Facebooka w zakresie zarządzania naszą pośmiertną obecnością oceniam jako dobre i próbujące odpowiadać na konkretne, realne i pilne potrzeby użytkowników portalu. Nie mam wątpliwości, że dobrze jest zająć stanowisko w tej sprawie, wyznaczając opiekuna konta lub decydując się na całkowite usunięcie swojego profilu po śmierci. Nie mam jednak także wątpliwość, że najlepiej jest to zrobić we właściwy dla siebie sposób.

Nie dajmy sobie wmówić, że rozmowa o śmierci to prosta i łatwa do automatyzacji, niemal techniczna kwestia. Nie poddajmy się presji stania się bezrefleksyjnymi  menadżerami ds. własnej śmierci, bo na drodze mamy do pokonania nie tylko, jak chciałaby Facebook, wybranie konkretnej funkcji z panelu Ustawienia,  ale o wiele potężniejsze przeszkody, jak mechanizmy ewolucyjne czy kulturowe i społeczne tabu. To wystarczająco dużo, by potrzebować więcej czasu i przestrzeni na podjęcie decyzji.

Teraz kiedy Facebook na dobre stał się medium łączącym nas ze zmarłymi, warto zastanowić się nad relacjami, jakie proponuje nam w tym zakresie. Facebook zmienił sposób, w jaki się komunikujemy ze sobą nawzajem, teraz zmienia także sposób w jaki komunikujemy się ze sobą po śmierci. Dobrze byłoby, gdybyśmy wzięli aktywny udział w tym procesie.

PRZYPISY

  1. C. Öhman,  D. Watson, Are the Dead Taking over Facebook? A Big Data Approach to the Future of Death Online, „Big Data & Society” 2019, s. 1-13.
  2. Digital Legacy Association, The Digital Death Report 2018 
  3. M. Hebb, Porozmawiajmy o śmierci przy kolacji. Przewodnik i zaproszenie do najważniejszej rozmowy w życiu, przeł. M. Koziej, Prószczyński i S-ka, Warszawa 2019, s. 128-130.
  4. Floridi L., C. Öhman,  The Political Economy of Death in the Age of Information:
    A Critical Approach to the Digital Afterlife Industry
    , „Minds and Machine” 2017,
    nr 27(4), s. 639-62.
  5. D. Kahneman, Heurystyki i błędy (skrzywienia) poznawcze [w:] Tegoż. Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym, przeł. P. Szymczak, Media Rodzina, Poznań 2012, s. 147-263.
Back to list

Related Posts